dajoPiglet zasadniczo to myślę, że post pisałeś po pijaku lub na innym środku odurzającym bo jest dość pokręcony, ale tematyka mnie rusza więc się przyłączę
- może dlatego, że Ci wielcy zwykle tworzyli dzieła będąc "na haju", a może dlatego, że też czasem mi się zdarza być w takim stanie...
Do rzeczy...
Inwestowanie emocjonalne może być rozumiane różnie. Ja podejdę do tego dwojako...
Namber łan!
Pod takowym pojęciem może rozumieć grę w taktyce: "no kurde musi wzrosnąć". Sytuacja takowa: kupujemy papier (po większych lub mniejszych analizach i na podstawie twardych jak beton przesłanek), który zaczyna spadać chwilę po tym jak go nabyliśmy. Powiedzmy mamy stopa i wylatujemy. Zbyt wiele emocjonalności tu nie ma. Jednakże kto z szanownych graczy nie reagował na spadki w inny sposób, a mianowicie: "ooo... spada!! To dokupię wszak analiza była solidna jak brzoza w Smoleńsku!!" I dobieramy papier. Mija dzień, dwa spółka mieli w miejscu my zaczynamy się przekonywać, że nie ma siły na spadki więc dokupujemy odrobinkę. I nagle trach!! Spółka zaczyna spadać, ale my w przekonaniu i w pewności analizy nic nie robimy - "jutro pewnie wzrośnie." Stopa nie ma bo i po co - skoro mamy tyle papieru a i "solidne przesłanki". Pojawiają się emocje... Leci coraz bardziej, a my spięci jak plandeka na Żuku wciąż liczymy na odbicie!! Zaślepieni przywiązaniem do spółki obserwujemy jak minusik się powiększa. Nagle bach!! Dociera do nas wiadomość, że daliśmy ciała!! Sprzedajemy "potężny fundamentalnie" papier i żałujemy za grzechy... To przykład emocjonalnego inwestowania, który zniszczył niejednego inwestora.
Namber tu!
Jako wiekowy inwestor (:D) mogę opisać przykład własnych doświadczeń
Przeglądam czasem spółki, widzę różne formacje, trendy, wsparcia, opory- bez rewelacji. Nagle... Niczym jak wilk z krzaków na czerwonego kapturka wyskakuje mi myśl: spółka "Bambaryła" to będzie to!! Nie ma żadnych formacji, żadnych wyraźnych trendów, kurs rzuca się jak prezez K. na PO, ale ja uważam, że to jest to!
Pytam znajomych - każdy mówi:
"Nie brałbym tego!"
"Chłopie odpuść bambaryłę bo to bankrut"
A nawet kumpel, z którym często mamy wspólne zdanie co do akcji, przy sobotniej flaszce wybełkotał zanim wpadł czołem w talerz z ogórkami: "Marrrrrcin, ale weeeeeeź zostaw BRAMBARYŁĘ, strrrrracisz na tym pien... pinią... Kasę!!
Lekceważąc opinię i racjonalizm - kierując się przeczuciem, a więc emocjami kupuję daną spółeczkę w poniedziałek na otwarciu.
Za tydzień kolega znów wpada w ogórki bo wypiliśmy flaszkę kupiona za sowite zyski z Bambaryły.
Teraz trochę poważniej - gdzieś czytałem, że im dłużej coś się robi tym bardziej mózg zapamiętuje różne szczegóły, które nie są zauważalne i analizowalne w stanie świadomym. Kupując Bambaryłę gdzieś głęboko w głowie miałem zakodowane, że kiedyś z tak pozornie nieskładnego wykresu nastąpiło ładne wybicie i chyba to (a nie opinia mamroczącego kolegi) pchnęło mnie do kupienia.
Takie intuicyjne podejście oparte na wewnętrznych emocjach to raczej atrybut ludzi doświadczonych. Wątpię by takie przekonanie i pozytywne emocje do spółek mogły się wykształcić po przejrzeniu 10 wykresów. No ale może...
W tym aspekcie jest jeszcze jeden szczegół - kiedyś ludzie nie znali formacji na wykresach i nie potrafili ich nazywać, ale zbiegiem czasu to się zmieniło. Przypuszczam, że chaotyczny wykres, który widziałem był w rzeczywistości jakąś formacją, którą ktoś kiedyś nazwie - może nawet formacją Bambaryły!
To moje "techniczne" spojrzenie na sprawę kierowania się emocjami w inwestowaniu na giełdzie. Mam nadzieję, że pchnięci punktem "namber tu" nie będziecie od dziś kupowali spółek opierając się o strategię: "Mam przeczucie".
P.s.
Zapomniałbym dodać, że niektórych spółek nie kupię choćby pojawiła się na nich najdoskonalsza formacja i najmocniejsze potwierdzenia jej. Z prostych przyczyn - nie chodzi o to, że ich nie lubię czy wkurza mnie jej prezes, po prostu emocje i podświadomość mówią: zostaw to!! Może to ten wspomniany mózgowy chochlik tak podpowiada...
P.s.2.
Nie szukajcie wśród spółek giełdowych Bambaryły!!