Załóż konto | Przypomnij hasło
Filtruj wg spółki:
Dane makroekonomiczne a gra na giełdzie
Wyświetleń: 2907. Obserwuje: 1 osób.
Post: #1 
2010-01-29 18:53

topola

Tańczący z wykresami
Warszawa
Posty: 512
Shouty: 28054
0
Wdaliśmy się dziś z Abramisem w dyskusję dotyczącą wpływu publikowanych danych makroekonomicznych na ceny akcji (indeksy) oraz na nasze portfele jako inwestorów. Mając odmienne podejścia inwestycyjne oczywiście zaczęliśmy przerzucać się na czacie argumentami, nie zawsze zazębiającymi się merytorycznie. Aby ucywilizować naszą dyskusję postanowiliśmy założyć niniejszy wątek. Wasze komentarze będą cenne, lecz proszę o pozostawienie miejsca na dwa pierwsze wpisy Abramisowi i mi, później zapraszam do merytorycznej dyskusji.


Myślę, że na początek warto poczynić kilka zastrzeżeń, które naświetlą moje podejście do giełdy i tematu danych ekonomicznych:

Jestem spekulantem - oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że zarabiam na zmianach cen. Co więcej, jestem spekulantem średnioterminowym, więc interesują mnie zmiany cen w horyzoncie nie dłuższym niż kilka tygodni. I proszę nie kojarzyć spekulacji z jakimiś atakami spekulacyjnymi, pompowaniem tego i owego, spekulacja to kupno przy założeniu, że walor wzrośnie lub odwrotnie - nic więcej.

Jestem technikiem - opieram się w 95% na wykresie. To on jest dla mnie wyznacznikiem sytuacji na rynku, to na jego podstawie podejmuję swoje decyzje inwestycyjne. Jestem na tyle technicznym technikiem , że często nawet nie wiem, czym zajmuje się spółka, którą kupuję. Tylko wykres, on mówi wszystko.

Dane makroekonomiczne - wiem, że są ważne, gdyż odzwierciedlają procesy gospodarcze, które w długiej perspektywie wpływają na sytuację na giełdzie. Jednak mają one znaczenie głównie dla graczy bardzo krótko terminowych i intradayowców, dla których skok o 0,3% po publikacji danych jest ruchem wartym złapania, oraz dla graczy (inwestorów) o bardzo długim horyzoncie, którzy inwestują raczej w kategoriach hossa-bessa, a nie kilkutygodniowe wzrosty-spadki.



No właśnie. Ale rodzi się pytanie o wpływ tych danych na średnioterminową spekulację. Czy są istotne? Czy należy je śledzić? Moim zdaniem - nie trzeba. W celu oceny wpływu publikowanych danych na wykres, należałoby prześledzić wykresy kilku indeksów za ostatnie kilka lat i nanieść na nie publikowane dane z komentarzem, czy były lepsze, czy gorsze od oczekiwań. Tylko w ten sposób można ocenić, jaki wpływ miały na zachowanie akcji. Niestety, dokonanie czegoś takiego wymagałoby czasochłonnego dłubania, montowania i analizy, więc pozostawię to pole niewypełnione.

Podam jednak koronny argument, który oddaje idealnie moje podejście do zagadnienia danych makroekonomicznych - cena dyskontuje wszystko. Jest to pierwsza i najważniejsza z zasad, na których zbudował swoją teorię Charles Dow i jednocześnie fundament analizy technicznej. Trudno sobie wyobrazić sens analizowania wykresów bez przyjęcia powyższego założenia. Aby je wyjaśnić zacytuję klasyka, czyli J.J.Murphy'ego, który już na samym początku swojej książki pisze:

"Rynek dyskontuje wszystko. Twierdzenie „rynek dyskontuje wszystko" można prawdopodobnie uznać za kamień węgielny analizy technicznej. Jeśli nie uchwyci się i nie zaakceptuje znaczenia tej pierwszej przesłanki, to również wszystkie kolejne wynikające z niej tezy nie będą miały większego sensu. Zwolennik analizy technicznej uważa, że wszystkie czynniki, które mogą oddziaływać na rynkową cenę towaru w kontrakcie terminowym - fundamentalne, polityczne, psychologiczne bądź jeszcze inne - znajdują pełne odbicie w cenie tego towaru. Z założenia tego wynika zatem, że badanie zachowań cen jest podejściem całkowicie samowystarczalnym. Wprawdzie twierdzenie to może wydać się aroganckim roszczeniem, ale jeśli poświęci się nieco czasu na jego zrozumienie, trudno będzie się z nim nie zgodzić.

Otóż teza ta sprowadza się w istocie do przekonania, że zachowania cen powinny odzwierciedlać zmiany w relacji popytu i podaży. Jeśli popyt przewyższa podaż, ceny powinny rosnąć, a jeśli podaż będzie większa od popytu, ceny powinny spadać. Ten mechanizm stanowi podstawę wszelkich prognoz gospodarczych i fundamentalnych. Analityk odwraca tę zależność, dochodząc do wniosku, że skoro ceny rosną, to - niezależnie od przyczyn tego stanu rzeczy - popyt musi przewyższać podaż, a uwarunkowania fundamentalne muszą sprzyjać wzrostom cen. Jeśli ceny spadają, oznacza to, że podaż przewyższa popyt, a uwarunkowania fundamentalne sprzyjają spadkom. Być może ta ostatnia uwaga dotycząca uwarunkowań fundamentalnych wydaje się zaskakująca w kontekście prezentacji analizy technicznej, ale jeśli tak, to niesłusznie, albowiem przedmiotem badań analizy technicznej są pośrednio także i owe uwarunkowania. Większość przedstawicieli tego podejścia zgodziłaby się zapewne, że przyczyną hossy lub bessy na danym rynku są właśnie uwarunkowania gospodarcze, czyli czynniki podaży i popytu. To nie wykresy same w sobie są przyczyną wzrostów lub spadków cen. One jedynie odzwierciedlają psychologię rynku byka lub niedźwiedzia.

Analitycy wykresów z zasady nie zajmują się przyczynami spadków lub wzrostów cen. We wczesnych fazach trendu cenowego lub w krytycznych momentach zwrotnych bardzo często nikt dokładnie nie wie, dlaczego rynek zachowuje się w pewien sposób. Wprawdzie podejście analizy technicznej może czasami wydawać się zbytnim
uproszczeniem, ale logika leżąca u podstaw pierwszej przesłanki, mówiącej że rynek dyskontuje wszystko, staje się w miarę zdobywania doświadczeń coraz bardziej przekonująca. Wynika stąd, że skoro wszystkie czynniki oddziałujące na cenę rynkową znajdują w niej swoje odbicie, to badanie owej ceny jest podejściem samowystarczalnym. Dzięki studiowaniu wykresów i ogromnej liczby wskaźników technicznych analityk dowiaduje się od rynku, jeśli można tak
rzec, w którą stronę rynek ów najprawdopodobniej podąży. W analizie technicznej niekoniecznie idzie o to, aby przechytrzyć rynek. Wszystkie jej narzędzia, omawiane w dalszych rozdziałach, służą analitykowi wykresów jako pomoc w badaniu zachowań cen. Analityk wie, że istnieją pewne przyczyny, dla których ceny rosną lub spadają, ale nie sądzi, by poznanie tych przyczyn było niezbędne dla prognozowania rozwoju sytuacji na rynku."



Mam nadzieję, że wybaczycie mi to obszerne cytowanie, lecz chciałem, aby zrozumieli temat również ci (mam nadzieję nieliczni), którzy nie czytali Analizy Technicznej Rynków Terminowych. Nie ważne, jakie dane się pojawią i co wydarzy się na świecie - technik zobaczy to na wykresie. Czy będzie to atak na WTC, czy duże zadłużenie Dubaju, wszystko to znajdzie swoje odzwierciedlenie w cenach. Choćby nie wiadomo co się stało, każde dane zmieszczą się do świeczki na wykresie. A jeśli świeczki układają się w trend spadkowy - trzeba sprzedawać. Nasza wrodzona potrzeba rozumienia się tu buntuje, chcemy wiedzieć "dlaczego". Natomiast ja (wraz z innymi technikami) nakłaniam Was nie do analizowania przyczyn (których może być mnogość), ale do reagowania na zachowania cen.

Ostatnim argumentem, który przytoczę, jest mnogość danych. Jedne są ważniejsze, inne mniej ważne, lecz wszystkie wpływają na rynek. W styczniu opublikowano 126 danych makroekonomicznych. Każde z nich znalazły odzwierciedlenie w cenach. A przecież były to tylko dane publikowane cyklicznie, należy dodać komunikaty, zapowiedzi, przemówienia polityków i ekonomistów, które również mogą "ruszać" kursami. Przemyślcie sami, czy jesteście w stanie poddać analizie tak wielką ilość danych, zagregować je w jakąś spójną całość, wyciągnąć wnioski, a następnie podjąć na ich podstawie decyzje inwestycyjne. Ja nie potrafię, jeśli ktoś umie, niech się zgłosi

Słyszę wiele głosów, że spadki z ostatnich dni zostały spowodowane/zapoczątkowane przemówieniem Obamy. Choć wiem, któż to taki, to szczegółów przemówienia nie znam. Widzę za to na wykresie szereg świec, z których każda kolejna jest niższa od poprzedzającej. Nie muszę znać przyczyn, aby na tym zarobić.


To, co przedstawiłem, to tylko skromny głos w odwiecznym sporze fundamentalistów i techników, który niczym walka dobra ze złem prawdopodobnie nigdy się nie zakończy. Niemniej z mojej perspektywy (średnioterminowego spekulanta) to, czy dane są lepsze czy gorsze od oczekiwań, nie ma większego znaczenia.

Zachęcam do dyskusji, lecz proszę o zostawienie pierwszego postu dla Abramisa, który zapewne przytoczy liczne argumenty za swoim stanowiskiem.


https://humanista-na-gieldzie.blogspot.com

Post: #2 
2010-01-29 21:20

Usunięty

Posty: 0
Shouty: 0
0
Odnosząc się do postu i tematu założonego przez topolę chciałbym skomentować kilka aspektów jego argumentacji.

Dane makroekonomiczne zawsze są kamieniem węgielnym gospodarki. Pomijam wypowiedzi polityków, bo one są zawsze stronnicze oraz politycy nie są odpowiedzialni za gospodarkę w bezpośredni sposób. Wracając do kamienia węgielnego, to dane makro zawsze pokazują kierunek. Jest jak zawsze 1 „ale”. Gospodarka dociera do przegrzania. Wtedy te dane nie mają wielkiego znaczenia i należy je traktować jako schyłek wzrostów/spadków na Giełdzie. Tutaj zgadzam się ze swoim przedmówcą.

Giełda wyprzedza, czyli dyskontuje dane makroekonomiczne ze sporym wyprzedzeniem. Dziś można powiedzieć dane z USA o wstępnym PKB zostały zdyskontowane przez Giełdy na całym świecie już jakiś czas temu. Jeżeli gospodarki wykorzystały dobrze te wszystkie dotacje (pomijam banki, bo one nie wykorzystały dobrze tej pomocy rządowej na całym świecie), to dane makro są obiecujące. Dane makro o przemyśle są jednymi z najważniejszych. Jeżeli tam jest widoczne ożywienie to można się spodziewać wzrostów na innych rynkach pokrewnych (surowcach, usługach, sprzedaży detalicznej). Dane o PKB są jednak ciągle dla mnie źle podawane. Wzrost całej gospodarki jest dobry i ciekawy, jednak wzrost PKB per Capita jest ważniejszy. Chodzi tutaj o siłę nabywczą każdego mieszkańca danego kraju. Jeżeli PKB per Capita rośnie oznacza to, że społeczeństwo się bogaci. W innym wypadku jak PKB kraju jest jedynym wzrostem, a PKB per Capita spada to oznacza, że nie mamy do czynienia z rozwojem gospodarki.

Od siebie chciałbym dodać, że PKB per Capita to jest najważniejsze, bo krajowe PKB to każdy rządzący wykorzystuje na swoją korzyść i nie oddaje rzeczywistej sytuacji, lub pokazuje by zmusić popyt do konsumowania i sztucznego łatania dziur budżetowych kraju.


Kolejnym aspektem jest to, że gospodarka działa w rzeczywistości, Analiza Techniczna działa na podstawie wykresów, czyli przeszłości.

To czego nauczyłem się obserwując swojego ojca prowadzącego działalność gospodarczą, jak i potem na swojej osobie, to doszedłem do kilku konkluzji.

Pierwsza, która oparta jest także o teorie zarządzania przedsiębiorstwem to, że przeszłe sukcesy z danym odbiorcą nie muszą się przekuć w przyszłości w takie same lub lepsze zyski firmy. Gospodarka, jest bardzo płynna i dostosowuje się do dzisiejszych realiów. Ona pokazuje trendy rynkowe (z wyprzedzeniem, potem Giełda). Przy podejściu tylko do AT staje się to dosyć trudne, bo jak osoba analizująca tylko wykres jest w stanie określić jak spółka zachowuje się na rynku w tym momencie? Jak można określić, czy dana spółka będzie generować zysk ? Może cały sektor jest na skraju załamania lub będzie właśnie zwyżkował. Jak ktoś opierający się wyłącznie na AT wytłumaczy mi, że spółka zniżkowała tylko z powodu, że z wykresu tak wynika ? Skoro ta osoba nie interesuje się jak cała branżą to jak inaczej to może określić ?

Kolejnym argumentem jest rzecz, że dane makro mają wpływ tylko na 1 sesję. Mają wpływ, tylko jak wytłumaczyć pakiety stymulacyjne z początku 2009 roku ? Skoro, wpompowuje się ogromne pieniądze w gospodarkę, to jak wytłumaczyć wzrosty, które były od marca do początków stycznia. Z pozycji AT to tylko desperaci by weszli w na GPW w lutym, bo ciągle był trend spadkowy.


Jako kolejny argument użyję, tego co założyciel tematu ukuł jako swoje credo tematu. Rynek dyskontuje wszystko… Zgodzę się, że rynek dyskontuje to co ma być w przyszłości poprzez przeszłość, ale jeżeli rynek dyskontuje, to jak trzeba patrzeć na dane makro ? Dane są dziś, dyskontowane mogą być w przyszłości. Uznaję to jako klasyczny logiczny błąd (dla mnie klasyczny błąd strzelania sobie w stopę). Skoro rynek dyskontuje wartości makro w przyszłości, oznacza to jedno, że mają wpływ na dalsze poczynania Giełdy czy to w średnim czy długim terminie.

Ten sam człowiek J.J. Murphy przyznaje w swoich książkach, że AT nie istnieje wyłącznie sama dla siebie i powstała jako przeciwieństwo dla AF. Ale sam nie zaprzecza, że Analiza Techniczna nie bierze wielu rzeczy od Analizy Fundamentalnej. Wystarczy rozwiązać kilka testów z jego książek by zrozumieć, że AT to nie jest oddzielny byt.

Co do popytu i podaży, to tutaj ekonomia ma swoje względy a nie AT. Jak napisałem wcześniej, jak człowiek opierający się wyłącznie na AT jest w stanie stwierdzić czy gospodarka jest w stanie recesji czy też ożywienia. Jeżeli AT miałaby dyktować warunki popytu czy podaży, to przedsiębiorstwa nie byłyby potrzebne. Istniałyby tylko na papierze, że coś produkują, sprzedają, importują/eksportują. Skoro żadna z osób zajmująca się wyłącznie AT nie ma pojęcia co decyduje o wzroście produkcji sprzedaży itd. to jak wyłącznie na podstawie Analizy Technicznej są wstanie określić czy dana spółka czy też cała branża są w stanie rosnąć czy spadać.

Każda firma na GPW a tym bardziej na świecie zatrudnia ludzi do badań rynku. Badają jaki jest sentyment konsumenta na ich produkty. Wydają na to ogromne pieniądze. Skoro dane makro są tak mało ważne, to mogliby się posłużyć tylko i wyłącznie danymi z AT. Ale tak nie jest i nie będzie, bo tutaj decyduje siła nabywcza każdego z konsumentów. Tego nikt nie zdyskontuje wykresem przed pojawieniem się takowych danych oprócz danych makro.

Na koniec by nie wydłużać nadmiernie mojego postu, rynki terminowe kupują przyszłość. Jakby to robiły na podstawie Analizy Technicznej wyłącznie, to mielibyśmy niekończącą się hossę/bessę. Rynki terminowe kupują dane makro, bo na moją wiedzę one dyskontują zachowania na rynku akcji. Tak samo każde rynki terminowe dyskontują to co w danej branży się pojawia.

Post: #3 
2010-01-29 22:55

topola

Tańczący z wykresami
Warszawa
Posty: 512
Shouty: 28054
0
Mój szanowny przedmówca przedstawił swoje argumenty, lecz nie godzi się zostawić niektórych z nich bez odpowiedzi. Zatem zacznę od właściwej strony, czyli od początku...

Abramis nie odniósł się w żaden sposób to trudności i czasochłonności analizy danych, dał mi natomiast kolejny argument do ręki: dane czasami są "od czapy". Skąd prosty człowieczek, który nie musi mieć wykształcenia ekonomicznego ma wiedzieć, czy gospodarka jest przegrana, czy nie? Słuchanie komentarzy analityków to raczej nie jest odpowiednie rozwiązanie... Natomiast przy podejściu technicznym problem ten nie ma miejsca. Reagujemy za zachowania cen, nic więcej.

Dalej czytamy, iż giełda dyskontuje dane z wyprzedzeniem. Zatem, skoro już mamy wzrosty, po co są nam właściwie te dane? Po nic, wydawało by się. Dane nie dają nam tu żadnej przewagi nad rynkiem, nie pozwalają zarobić, natomiast wzrosty/spadki cen przed publikacją danych często generują sygnały techniczne, które pozwalają nam wypracować zyski jeszcze przed publikacją danych o np. PKB.

Idąc dalej, gospodarka faktycznie działa w rzeczywistości, a AT opiera się na przeszłości. Lecz czy porzucamy logikę lub matematykę tylko dlatego, że jest "nierzeczywista"? AT wyszukuje pewne prawidłowości, które miały miejsce w przeszłości i przyjmuje założenie, iż prawidłowości te będą się powtarzały w przyszłości, co stworzy okazję do zarobienia na nich. Skoro coś (np. trendy) zachodzi od zarania giełdy, to czemu mamy zakładać, że nagle jutro przestanie działać? Gdyby tak było to AT już dawno wylądowała by na śmietniku historii.

W kolejnym akapicie spotykamy się z licznymi mądrymi terminami: generowanie zysku, zarządzanie przedsiębiorstwem, załamanie sektora... Gdy to czytam w głowie pojawia mi się wielkie "?". Bo jakie to ma znaczenie? Dla technika liczy się wykres. Niezależnie od tego, czy za wykresem stoi spółka, towar, waluta czy indeks. Technik, widząc wykres spadający na pysk nie zastanawia się, co dzieje się ze spółką, jak wygląda na tle sektora etc. Technik wtedy pyta, czy istnieje na tym walorze krótka sprzedaż, żeby zarobić na spadkach. Jedynym zastrzeżeniem może być tu kondycja spółki, gdyż pakowanie się w bankruta może skutkować problemami z późniejszym wyjściem z transakcji.

Co do wejścia w lutym, weszliby wtedy (i weszli) technicy, którym systemy lub strategie inwestycyjne wygenerowały sygnały kupna. Grając na średni termin, sygnał kupna otrzymuje się już w połowie marca 2009. Oczywiście gracze długoterminowi (w tym technicy) mogą czekać dłużej, aby upewnić się, iż nie jest to przypadkowe cofnięcie, lecz im krótsza perspektywa tym szybszy sygnał. I hossa/bessa oraz dane mają tu mało do powiedzenia.

Co do dyskontowania, to po replice Abramisa sprawdziłem dokładnie, cóż to słowo właściwie znaczy I faktycznie jest tu odniesienie do przyszłości. Mam z tym pewien problem, gdyż dotychczas myślałem, iż stwierdzenie, że "rynek dyskontuje wszystko" oznacza, iż, cytując Murphy'ego, "wszystkie czynniki, które mogą oddziaływać na rynkową cenę towaru w kontrakcie terminowym - fundamentalne, polityczne, psychologiczne bądź jeszcze inne - znajdują pełne odbicie w cenie tego towaru." Czyli cena oddaje to, co jest teraz, a nie to, co będzie w przyszłości, choć definicja dyskontowania sugeruje inaczej. W mojej ocenia AT nie odnosi się do tego, co będzie, gdyż nie pełni ona, w przeciwieństwie do AF, funkcji prognostycznej. Ewentualna wartość prognostyczna AT opiera się na założeniu, że to, co działo się kiedyś, może dziać się i jutro. Zatem AT nie mówi, że coś się wydarzy lub powinno wydarzyć, lecz mówi, iż istnieje pewne prawdopodobieństwo, iż coś się wydarzy. Im wyższe, tym lepiej, lecz tylko prawdopodobieństwo. Mówi o tym drugie i trzecie założenie teorii Dowa, czyli "ceny podlegają trendom" oraz "historia się powtarza". W celu głębszych studiów odsyłam do literatury.

AT faktycznie nie istnieje, jako oddzielny byt. Analizuje to, co jest wypadkową wielu czynników, w tym danych makroekonomicznych. Niemniej, jak już pisałem, nie musimy znać przyczyn, aby zarabiać na rezultatach. Skoro AT daje się zyskownie stosować do wykresów, to czegóż chcieć więcej? Zrozumienia? To luksus, który nieczęsto trafia się graczowi giełdowemu.

I kolejny akapit z mądrymi terminami: popyt, podaż, recesja, ożywienie... Zaznaczam po raz kolejny, nie taka jest rola AT. Podobnie, jak jej rolą nie jest rozstrzyganie, czy mamy obecnie zimę, czy lato. AT jest narzędziem służącym do wyłapywania prawidłowości zachodzących na rynkach oraz wykorzystywania ich. Oczywiście można budować teorie, iż "cena przebiła w dół SMA 200, więc mamy bessę", ale to już jest nadbudowa.

Co do tych ekspertów i pieniędzy wydawanych na analizy. Myślę, że wśród licznych celów spółek, nie jest najważniejszym podnoszenie wartości jej akcji. Spółka nie ma wymiernych korzyści z faktu, iż ceny jej akcji wzrosły z 35 na 40 zł. Zatem otoczenie makroekonomiczne, klienci, profile sprzedaży etc. są zagadnieniami z zupełnie innej gałęzi. Zadaniem AT nie jest napędzać przedsiębiorstwu klientów.

Czy rynki terminowe kupują przyszłość? Nie wiem... Czy kupują dane makro? Wątpię... Rynki terminowe to wykresy, a wykresy to pole do popisu dla AT. I tyle muszę wiedzieć nie wdając się w dywagacje filozoficzne na temat natury rynków
https://humanista-na-gieldzie.blogspot.com

Post: #4 
2010-01-30 10:34

Usunięty

Posty: 0
Shouty: 0
0
Jeżeli chodzi o czasochłonność analizowania danych makroekonomicznych to jest to dość proste i nie zajmuje dużo czasu. Inaczej jest z analizą sektorową czy też analizą danej spółki. Ale ja o analizach spółek czy sektorów nie budowałem swojego argumentu.

Analizę makroekonomiczną można przedstawić w bardzo podobny sposób jak analizuje się wykresy za pomocą AT. W AT także trzeba poświęcić sporo czasu na analizę wszystkich za i przeciw. Do analizy makro wystarczy pobrać dane kwartalne np. o PKB nanieść to na wykres w Excelu. Wtedy też widzimy wstecz jak gospodarka danego kraju się rozwijała. Tak samo jak dane o PKB tak samo o stopach procentowych jak i inflacji można znaleźć bez większych problemów. W dobie Internetu nie ma nic trudnego, dla osoby która chce się czego dowiedzieć. Te 3 wskaźniki makro można nanieść na 1 wykres i zobaczyć zależności jak np. rosnące stopy procentowe nie sprzyjają w średnim jak i długim terminie wzrostom gospodarki a co za tym idzie Giełdzie. Są bańki spekulacyjne sztucznie pompowane jak np. ta na surowcach, ale to od razu widać, że jak cokolwiek odrabia zbyt szybko straty i dochodzi prawie do poziomu sprzed recesji to na chłopski rozum coś tam musi być nie tak. Oczywiście nie napisze, że na takiej bańce nie można było zarobić bądź nie można dziś. Kwestia zrozumienia i wyprzedzenia wykresu jaki się pojawi tam i ostrożnie przyglądać się temu by wyjść w odpowiednim czasie.

Kiedyś napisałem na shoutboxie, że wzrost gospodarek będzie w wymiarze litery W. Niewiele osób się z tym zgadza, ponieważ większość uważa, że odbicie będzie w kształcie V. Niedawno wkleiłem też link z YouTube z rozmowy Petera Shiffa i Arthura Laffera o tym kiedy nadejdzie recesja. Pan Peter Shiff dokładnie przewidział co i gdzie się załamie. Opierał się na danych makro, które na ten czas posiadał każdy. Dobitnie wytłumaczył gdzie jest bańka i gdzie są niebezpieczeństwa czyhające na inwestorów. Dziś przeczytałem na Onecie wypowiedź Petera Shiffa (tutaj link http://biznes.onet.pl/ameryka-w-szponach-wieloletniej-depresji,18543,3169202,1,prasa-detal). Zauważył dokładnie to samo co ja (sam akurat też analizuję obligacje skarbowe USA) i też doszedł do konkluzji, że jest to sztuczne ożywienie i odroczenie dalszej recesji.

Skoro on i ja posiadamy taką wiedzę, to należy się bacznie przyglądać sytuacji na rynkach akcyjnych. Tego wykres na dziś nie pokazuje, że banka na obligacjach pękła i nie może tego pokazać. Tak samo z samego wykresu nie wynika czy ta bańka do końca tam jest . Wynika to z rzeczy, które wpływają na wycenę obligacji, jak np. wartość dolara.

Nie widzę też możliwości, by wykresy grały przeciw danym makro, skoro gospodarka będzie np. się cofać, to nie wiem w jaki sposób akcje danej spółki miałyby rosnąć mimo, że będzie formacja, która by wskazywała dalsze wzrosty.

Zarabianie na samych rezultatach nie jest dla mnie wystarczającym argumentem. To tak jakby Policja przyjechała na miejsce wypadku i stwierdziła tylko skutek, ale nie dochodziła z czyjej to winy i co było przyczyną. Moim zdaniem, jeżeli ktoś gra i rozumie tylko efekty, to tworzy owczy pęd. Bo nie jest sam tak podchodzący do sprawy. Są jednak inwestorzy pojedynczy, którzy posiadają ogromny kapitał i interesują się też przyczynami takiej sytuacji i dlatego moim zdaniem to oni zawsze wychodzą na tym najlepiej, a tak zwane szaraczki jak zwykle są tylko dawcą kapitału dla największych. Problem leży w umiejętności szerokiego spojrzenia na całość a nie tylko wykresy.

Na razie to tyle co chciałem napisać.

Post: #5 
2010-01-30 12:03

topola

Tańczący z wykresami
Warszawa
Posty: 512
Shouty: 28054
0
Abramis napisał nam tutaj credo analizy fundamentalnej. Pisał o gospodarce, bańkach i obligacjach. Opisał wiele zależności, które z pewnością istnieją i dają się wykorzystywać.

Jednak, jakie to ma znaczenie dla spekulanta? Pękającą bańkę widać na wykresie. Jeśli fundamentalista wie, że rośnie bańka to się w to nie pakuje i stoi z boku, bo wie, że będzie bum. Natomiast technik widząc rosnący wykres przyłącza się do panującego trendu i na rzeczonej bańce zarabia. Oczywiście kluczowym jest moment wyjścia, ale osoby stosujące AT (jak i AF z resztą) powinny mieć opracowane kryteria zamknięcia pozycji. I nie dlatego, że coś jest przewartościowane, nadmuchane, nierealne, a dlatego, że wykres się zagina, co może sugerować odwrócenie trendu.

Przedmówca stwierdza, że do AT trzeba "analizować za i przeciw", natomiast dane wrzucone w arkusz grają same. A gdzie nie trzeba rozważać tych czynników? AF jest wolna od wątpliwości? Celem spekulanta jest zarabianie pieniędzy. Zatem musimy mieć konkretne wskazania kup/sprzedaj, niezależnie od tego, czy stosujemy AT, czy AF.

Co do tej czasochłonności i prostoty. Nauka analizy danych makroekonomicznych nie bierze się z niczego. Nie sądzę, żeby przeczytanie jednej książki pozwoliło zrozumieć wszystkie powiązania międzyrynkowe i przesłanki konkretnych zdarzeń. Podobnie AT nie jest do nauczenia w jeden wieczór. Tak samo, jak do AF trzeba (moim zdaniem) skończyć kierunkowe studia, tak nad AT trzeba siedzieć długie godziny, żeby przyswoić mechanikę rynku i wypracować swoją metodę inwestycyjną. Stosowanie może być równie łatwe przy AF, jak i AT, wszak sam stosuję system, który po napisaniu wymaga jedynie składania zleceń po wystąpieniu na wykresie sygnału kupna.

Nie ma darmowych obiadów. Jednak moim zdaniem przyswojenie sobie technik AT jest dużo prostsze niż nauka AF, co sprawia, iż giełda staje się dostępna również dla humanistów, do których i ja się zaliczam.

Wykresy nie grają przeciw danym makro, wykresy grają m. in. na ich podstawie. Jednak nie muszę znać danych makro, żeby wiedzieć, że są spadki, powie mi to wykres. Podobnie jak mieliśmy w marcu 2009 odbicie od dna bessy, fundamentaliści spierali się czy to już to, czy będzie wyjście formacją L, U, V, czy W, natomiast technicy zajmowali pozycje, gdyż widzieli rosnące ceny akcji. A jeśli ponadto gra się w obie strony (krótka sprzedaż) to już w ogóle nie ma większego znaczenia, jaką formacją będziemy wychodzili z kryzysu, wszak punkt na FW20 jest wart 10 zł niezależnie od tego, czy jest to punkt w górę, czy punkt w dół.

Przykład z Policją jest moim zdaniem nietrafiony. Policja musi przede wszystkim złapać winnego, temu służy zrozumienie przesłanek i przyczyn. Technik nie musi rozumieć przyczyn. Technik uczy się na wykresie, więc jedyne dane, których potrzebuje są mu permanentnie dostarczane przez rynek. Jeśli mechanika rynków się zmienia (a zmienia się, choć powoli) to technik to dostrzeże na wykresie i w wynikach swoich systemów inwestycyjnych, nie musi znać przyczyn.

Kwestia inwestorów największych to trochę inna bajka. Mając tyle kasy, że można spokojnie żyć z oprocentowania na lokatach, nieco inaczej podchodzi się do pieniędzy, często 10% rocznie zupełnie wystarcza. Poza tym są inne bariery rynkowe, nie da się wpompować miliarda zł w giełdę w ciągu jednego dnia po optymalnych cenach. Zatem siłą rzeczy transakcje są rzadsze, perspektywa dłuższa, a znaczenie danych makroekonomicznych większe. Wszak wiemy, że Warren Buffett nie przebudowuje swojego portfela co dzień. Zatem spekulacja bardzo dużymi kwotami to nieco inne zagadnienie.
https://humanista-na-gieldzie.blogspot.com

Post: #6 
2010-01-30 12:34

Usunięty

Posty: 0
Shouty: 0
0
Otóż nie zgodzę sie z tym, że inwestorzy opierający swoją grę na AF nie wchodzą w bańki spekulacyjne. Otóż wchodzą i często sami je tworzą pod siebie. Piszę tutaj o różnego rodzaju bankach, funduszach itp. To one pompują zawsze rynki w celu wyssania jak największej kasy. Reszta się potem dołącza, tylko jak słusznie przedmówca zauważył trzeba wiedzieć kiedy wyskoczyć z takiego pociągu.

AF oczywiście nie jest wolna od wątpliwości. Nic nie jest, chodzi mi o to, że szerokie spojrzenie na rynek i przyswojenie podstawowych informacji, które nie wymagają studiów do tego, jest bardzo proste. Nie wiem dlaczego ukuło się, że AF to jest jakieś monstrum, którego nie daje się pojąć. Taka sama dziedzina jak każda inna wymaga dużego nakładu pracy.

Co do sporów o wyjście z kryzysu to tak naprawdę nie spierali się Af'owcy tylko ekonomiści, którzy paplają na lewo i prawo. Żadna z tych osób nie potrafiła nawet stworzyć bazy, na której budowali swoje argumenty. To raczej dyskwalifikuje ich w moim przekonaniu.

Jednak będę się upierał, że same rezultaty to nie jest najlepszy system inwestycyjny.

Oczywiście, że duży inwestor nie kupi całego pakietu po najniższych cenach. Ale jak zaczyna budować portfel, to widać do czego dąży i sukcesywnie go powieksza.

Co do lokat, to nie wiem dlaczego dalej pokutuje przekonanie, że to dobre lokowanie pieniądza. Tak naprawdę ja nie potrzebuję tam dawać tej kasy, tylko bank potrzebuje by móc zabezpieczyć moimi pieniędzmi kredytowanie innych. Jest to mimo wszystko spore ryzyko. Jakikolwiek krach banowy, powoduje niemożliwość wycofania naszych pieniędzy, a jak widać przez ostatni rok takie problemy się pojawiają. Najpierw USA, teraz Grecja, potem zapewne Hiszpania i Włochy. Zadam jedno pytanie, czy włożyłbyś pieniądze do Polbanku na lokatę ?
Rzecz o prawie zerowym ryzyku, to są obligacje skarbu państwa, a to, że państwo upadnie jest bardzo mało możliwe.

Co do Buffetta, to on jako Af'owiec chyba w marcu zrobił zakupy, czyli jednak makro pokazało, że jest szansa na wybicie w górę. Ale on to oczywiście inna bajka.

GPWŚwiatWaluty
 Notowania GPW
WIG86575.3+2.58%17:09
WIG202547.5+3.12%17:09
WIG20 Fut2552.0+2.90%17:04
WIG20USD637.2+4.46%17:15
mWIG406369.0+1.70%17:09
sWIG8024291.3+0.26%17:09
 Notowania Świat
S&P5005167.2+0.77%21:13
Nasdaq16300.1+0.89%21:13
Nikkei38236.1-0.10%05-02
DAX18171.9+0.95%17:33
Ropa WTI78.7+0.77%21:13
Złoto2326.3+1.08%21:13
 Notowania Waluty
EUR/PLN4.30630-0.45%21:13
CHF/PLN4.41131-0.64%21:13
USD/PLN3.99775-0.52%21:13
EUR/USD1.07718+0.07%21:13
GBP/USD1.25645+0.12%21:13
USD/JPY153.946+0.69%21:13
Forum
» Dywidendy 2023 [0]
» Zbiorczy temat z prośbą o... [6]
» prośba o dodanie ETCGLDRMAU [0]
» Prośba [2][CRC]
» WIG 20 ZMIANY [3]
» Zmiana nazwy spółki [1][GLC]
» sprzedaż wycofanego ALUMETALu [5][CNT]
» Co się dzieje ? [6][K2H]
» Nie da się sprzedać [2][CNT]
» Prośba o dodanie Render Cube... [1]
Blogi - najnowsze wpisy
»thomasoo: Kozak podbija giełde XDD
»gra: Dni bez sesji 2016
»sygnaly-at: Jeden wykres zastępuje 1000 słów - MSW
»gra: Podsumowanie roku w grze, 2014 w liczbach
»gra: GPW dni bez sesji w roku 2015
Dane giełdowe dostarcza Statica - statica.pl